Inauguracja festiwalu Loy Krathong wprost rzuca na kolana. Kalejdoskop strojów i kakofonia dźwięków podczas parady oraz mistyczna atmosfera przy wodowaniu Krathongów robią ogromne wrażenie. Jednak to jeszcze nie koniec. Kolejne dni festiwalu to nieustająca mozaika ozdobnych dekoracji, świecących lampionów, barwnych strojów i jaskrawych fajerwerków.
Drugiego dnia festiwal obfituje w atrakcje już od samego rana. Zdaje się, że największą sensację u Tajów budzą rozliczne konkursy: wyścig pływających mini-platform organizowany przy rzece, konkurs małych lampionów unoszących się na ogrzanym powietrzu, czy (rozstrzygane wieczorem) wybory najpiękniejszych, ręcznie wykonanych Krathongów:Częstym elementem festiwali w Tajlandii są również konkursy piękności. Festiwal Loy Krathong nie jest wyjątkiem – tłumy Tajów mogą podziwiać wybory Miss i Mistera Yee Peng. O wyborze zwycięzców decydują między innymi ubiegłoroczne Miss – z koronami na głowach obserwują, jak wystrojeni w barwne kreacje piękni, młodzi Tajowie prezentują się na scenie.Po zachodzie słońca rusza pierwsza procesja, tym razem na rzece – to płyną zdobione platformy. Jedne wiozą figury słoni, inne kwiaty lotosu, a z niektórych woda tryska niczym z fontanny.Spod Thapae Gate rusza kolejna parada – szkoły prezentują część dalszą spektaklu. Choć ciężko w to uwierzyć, stroje są jeszcze bardziej fantazyjne niż poprzedniego dnia:
Muzyka rozbrzmiewa z bogato zdobionych platform. Jadą one przed reprezentacjami z większych szkół, a każda z nich stanowi spójny element dekoracji z przewodnim motywem, jaki wybrała dana grupa. Na platformach zasiadają uczniowie – wystrojeni, dumni i nieustająco uśmiechający się do podziwiających ich tłumów.Niektóre platformy przypominają Krathongi – całe ozdobione są precyzyjnie pozwijanymi liśćmi bananowców i rozmaitymi kwiatami.Wszystkie pojazdy biorą udział w konkursie – przy mecie czekają puchary i oficjalni goście festiwalu. Konferansjer opowiadał po tajsku i angielsku historie, jakie przedstawiały swymi strojami poszczególne szkoły. Po dokończeniu pochodu jest też chwila na zdjęcie pamiątkowe:Clue programu na festiwalu stanowią balony szczęścia, zwane Khom Loy (flying laterns). To papierowe lampiony, o cylindrycznym kształcie i z doczepionym kawałkiem bawełny umoczonej w nafcie. Poza zapaleniu bawełny balon napełnia się gorącym powietrzem i rozwija do pełnych rozmiarów. Jest wtedy gotowy, by unieść się w powietrze.
Tajowie wierzą, że wraz z nim do nieba odlatują kłopoty i nieszczęście. Jeśli balon zniknie w oddali zanim ogień zgaśnie, zły los opuści właściciela na cały rok. Przed wypuszczeniem lampionów buddyści szepcą modlitwę. Czasem notują też swój adres przy obręczy balona – każdy, kto później go znajdzie, może ubiegać się o pieniądze od właściciela. W ten sposób szczęście jest wspólne i będzie bardziej trwałe. W całym obrządku turystom pomagają mnisi:Drugiego wieczoru Loy Krathong niebo zasnute jest tysiącami dryfujących ogników. To piękny i poruszający spektakl.Nigdy czegoś takiego – i na taką skalę – nie widzieliśmy. Specjalnie na tę okazję odwołane są wszystkie loty nad Chiang Mai. Świątecznie oświetlony most nad rzeką Pink co chwila zmienia kolory. Pod nim płyną Krathongi, nad nim unoszą się lampiony. W Chiang Mai jest wtedy wyjątkowo pięknie.Tego dnia festiwal kończą huczne fajerwerki, a ich jaskrawe barwy rozświetlają niebo na cześć króla Tajlandii.