Celem naszej wyprawy na Lombok był trekking na wulkan Rinjani. Jak przeczytacie poniżej, natura pokrzyżowała nam plany… Mimo to, pobyt na wyspie okazał się strzałem w dziesiątkę – i to głównie za sprawą tutejszej przyrody.
Samochód wynajęty, GPS zaprogramowany na Senaru Village, wszystko gotowe – z południowych plaży na Lombok ruszamy w głąb wyspy. Wybrzeże nas nie rozczarowało, jesteśmy więc dobrej myśli.Jak to w Indonezji, po drodze napotykamy liczne pola ryżowe:Z godziny na godzinę coraz bardziej zbliżamy się do wyłaniających się w tle gór.W wyższych partiach wyspy jest chłodniej i nieco pochmurnie. Wokół bujna zieleń i zapach wilgotnego lasu – po wysuszonym od palącego słońca wybrzeżu jest to miła odmiana.Docieramy do Senaru. Jest to górska miejscowość na obrzeżach Parku Narodowego Gunung Rinjani. Wulkan Rinjani (3726 m n.p.m.) ma dwa aktywne centra zlokalizowane we wschodniej części kaldery (zagłębienia w szczytowej części wulkanu) – to stożki Barujari i Rombongan. Pomiędzy nimi leży jezioro Segara Anak – to ono sprawia, że Rinjani wygląda tak bardzo malowniczo. Opowieści o spektakularnym kraterze wulkanu i malowniczym jeziorze położnym u jego stup zachęcają do trekkingu wielu turystów – mimo to, pod koniec października, nie ma w okolicy zbyt wielu obcokrajowców.To właśnie Senaru jest punktem startowym do wypraw na ten trzeci najwyższy szczyt w Indonezji. Życie mieszkańców opiera się tu na turystach i ich wyprawach na wulkan. Znajdziecie tu kilka hotelików i restauracji – z tutejszych homestay’ów i knajpek rozpościera się piękny widok na zielone zbocza parku narodowego.Na miejscu można wypożyczyć sprzęt niezbędny do kilkudniowego trekkingu (np. namiot) oraz dołączyć do grupy trekkerów pod opieką lokalnego przewodnika.
Niestety, święta góra Sasaków, okazała się dla nas całkowicie niedostępna. W miejscu, w którym można wyruszyć na wspinaczkę, zatrzymują nas indonezyjscy strażnicy. Zamknięte! Ja kto zamknięte? – zupełnie nie możemy zrozumieć. Jak się okazuje, na dwa dni przed naszym przyjazdem (25.10.2015) wulkan postanowił… wybuchnąć. Taki pech!Tego samego dnia czytamy w internecie: Tysiące turystów utknęło na indonezyjskich wyspach ze względu na paraliż komunikacyjny spowodowany erupcją wulkanu Rinjani. Może jednak nie mamy najgorzej…
Na nocleg zatrzymujemy się z w jednym z tutejszych homestay’ów. Czas na kolację! Po drugiej stronie ulicy znajduje się mała, lokalna restauracja: Rifka Cafe. Koniecznie tu zajrzyjcie, kuchnie jest domowa i bardzo smakowita. Restaurację prowadzi przemiły, mówiący po angielsku Indonezyjczyk, a gotuje jego rodzina.Gdy nie ma właściciela, posiłki zamawia się trochę na migi… Jego żona wpada na świetny pomysł – daje nam bloczek i długopis: sami wypisujemy swoje zamówienie i zliczamy ceny. Czemu nie?Na ścianie wisi stara, mocno podniszczona i pogięta płachta z nadrukowanym krajobrazem. Obok leżą tradycyjne kapelusze indonezyjskich rolników. Rysiek nie moze sobie odmówić zdjęcia…:W nocy robi się na prawdę chłodno, zarówno na zewnątrz, jak i w małych bungalowach, w których śpimy. Za to następnego dnia śniadanie jemy z widokiem…no, sami zobaczcie, jakim:Skoro wulkan Rijani odmówił z nami współpracy, po śniadaniu postanawiamy pobuszować po okolicznym parku narodowym. Zaczynamy od wyprawy do wodospadów – bo wodospady naprawdę uwielbiamy. Tym razem chcemy dotrzeć to dwóch miejscowych wodogrzmotów: Sendang Gile oraz Tiu Kelep. Od samego początku towarzyszą nam skryte w drzewach, ciekawskie małpy:I niezliczone ważki:Po drodze mijamy Indonezyjczyka obładowanego śmieciami – może akurat zdążył posprzątać szlak, którym zmierzamy. Niestety, jak to w krajach azjatyckich, na Lombok nie ma zbyt dużej dbałości o przyrodę. Objawia się to w szczególności dużym zaśmieceniem lasów. Słyszeliśmy, że park jest mocno zanieczyszczony przez turystów (głównie indonezyjskich). Podobno każdy przewodnik ma obowiązek noszenia ze sobą worka i zbierania śmieci mijanych po drodze. Nam zupełnie nie rzuciło się to w oczy, ale możliwe, że szczęśliwie trafiliśmy na większe sprzątanie okolicy.Wodospad Sendang Gila przyciąga rocznie tysiące indonezyjskich i zagranicznych turystów. Im wcześniej rano się tu wybierzecie, tym przyjemniej i spokojniej jest w okolicy. Droga do niego wiedzie szlakiem w dół po kamiennych stopniach – to jakieś 20 minut spacerem.Wokół tropikalna i bujna roślinność, pachnie wilgocią i paprociami.Obawialiśmy się, że po tak długim okresie suszy wodospady nie będą zbyt okazałe. Na szczęście, w lesie jest wilgotno i liczne strumienie nie powysychały. Już z daleka słychać huk pierwszej kaskady. Wodospad jest dość wąski i spływająca z 30 metrów woda z dużą siłą wpada do malutkiego jeziorka wśród skał:Miejscowi wierzą, że orzeźwiająca kąpiel może wyleczyć każdą chorobę. Woda jest lodowata! Ale i tak postanawiamy podejść jak najbliżej:Okolica jest przepiękna. Poniżej wodospadu woda spływa po kamieniach i tworzy malowniczy strumień – tafla wody jest spokojna, ale nurt silny:Przemoczeni idziemy do Tiu Kelep. Aby do niego dotrzeć należy wspiąć się z powrotem do rozwidlenia ścieżek i skręcić w lewo. Ta droga jest jeszcze bardziej urozmaicona – trasa wiedzie w górę rzeki:Wszystko wokół porastają rośliny – zupełnie zapominamy o tym, że od wielu miesięcy nie padał tu deszcz.Woda raz jest rwąca i z szumem omija kamienie, a raz leniwie płynie po górskich tarasach.W południe robi się bardzo ciepło, więc cieszy nas każdy moment, w którym, aby przejść dalej, musimy brodzić w chłodnej rzece.Docieramy do wodospadu. Szereg strumieni spływa nad ścianą zielonych krzewów i kamieni porośniętych mchem. Tiu Kelep nas nie zawiódł!Spadająca z 50 metrów woda spływa do płytkiego zbiornika. Według lokalnych wierzeń kąpiel w basenie wodospadu powoduje, że człowiek staje się o rok młodszy. Turyści chętnie korzystają z tej możliwości:Kaskady spadającej wody powodują powstanie mgły – tysiące mikro kropelek unosi się w powietrzu. Atmosfera jest niesamowita.Ten obfitujący w przyrodę dzień postanawiamy zakończyć odrobiną folkloru. W okolicach Rinjani można odwiedzić tradycyjną wioskę Sasaków – Senaru Old Village.To dość urokliwe miejsce, można śmiało zajrzeć tu na chwilę, by poznać lokalne zwyczaje i sympatycznych (choć chyba nieco zmęczonych turystami) mieszkańców.Sasakowie uważają się za strażników wulkanu i jego okolicznych lasów. Praktykują dawne tradycje, mieszają w tradycyjnych, krytych strzechą domach, żyją blisko natury.A tutejsze koty wolą trzymać się z dystansem…:Praktyczne wskazówki:
- Z Mataram lub Senggigi dojedziecie do Senaru w około 2,5 godziny.
- W mieścinie jest kilka małych homestay’ów, ceny mają dość ujednolicone, a ich właściciele zdecydowanie odmawiają negocjacji. Do noclegu zachęca za to piękny widok ze skarpy, jaki rozpościera się z wielu hotelików.
- WiFi jest raczej w niewielu miejscach – min. w Achita Bayan Homestay & Restaurant.
- Mapka okolicy:
- Trekking po Rinjani najczęściej zajmuje od 2 do 3 dni.
- W Senaru można wypożyczyć namiot (150,000 IDR) i śpiwory (25,000 IDR), pytajcie o nie w Rinjani Homestay.
- Wstęp na teren parku z wodospadami kosztuje 10,000 IDR.
- Nie ma potrzeby płacić „przewodnikowi”, aby zwiedzić tutejsze wodospady – trasa do nich jest bardzo prosta, a drogowskazy czytelne.
- W parku narodowym koło Senaru jest jeszcze trzeci wodospad: Betara Lenjang, jednak dotarcie do niego wymaga sprzętu wspinaczkowego i odpowiedniego doświadczenia.
- Przydatne wiadomości o tutejszym parku narodowym znajdziecie na stronie: http://rinjaninationalpark.com/
24 lipca, 2016
thank to tell everyone about our local community „mount rinjani is home of the sasak community”