Jeśli Bangkok nocą, to zdecydowanie na Rambuttri Road. Tu ‘wychodzisz z hotelu i już jesteś’ – wśród knajpek i restauracji, street foodów i pubów, salonów tatuażu oraz studiów masażu. Gwar, muzyka, śpiew. Rambuttri ma niepowtarzalny klimat!
Po 18, gdy w Bangkoku już się ściemnia, ulica Rambuttri zaczyna tętnić życiem – i nie przestanie aż do rana. Salony masażu wypełniają się klientami spragnionymi relaksu (a może ostrego wycisku), przed studiami tatuażu ustawiają się grupki odważnych (bądź tylko ciekawskich) młodych ludzi, a w barach robi się tłoczno i gwarno. W głębi uliczki parkuje busik, w którym urządzony jest mini bar. Zza jego lady co chwila wynurzają się kolejne drinki – wszystkie w małych, jednorazowych kubeczkach (za 100THB, czyli ok. 10zł) lub plastikowych wiaderkach ze sterczącymi kolorowymi słomkami. Tuż obok ustawia się kolejka po shake’i – miksowane są m.in. świeże mango, ananas, banany, papaja, smocze owoce.Z każdej knajpki dobiega muzyka grana na żywo przez lokalne zespoły, odtwarzające największe przeboje classic rocka. Przed restauracjami stoją wielkie lodówki z rybami i owocami morza. Tuż obok nich zatrzymują się właściciele przewoźnych grilli i oferują rozmaite szaszłyki z mięs, grzybów i krewetek. Konkurują z nimi mistrzowie woka, przyrządzający genialne pad thai’e (50THB za ogromną porcję), i właściciele gorących płyt, na których skwierczą pyszne naleśniki (za 20THB). Wokół słychać gwar rozmów i śmiech.
Kilka przenośnych straganów zamiast szaszłyków prezentuje tace wypełnione robakami – karaluchy, larwy, jedwabniki, skorpiony… Te jednak przygotowane są specjalnie dla turystów – ceny podane są za sztukę (np. 10THB za pieczonego karalucha) a nad kramem wiszą tabliczki: no buy no photo! Cóż, skoro tak, to żeby uwiecznić stoisko trzeba było się na coś skusić…:
Street food w Bangkoku zdaje się być lepszej jakości niż na wybrzeżu – można tu zjeść na prawdę dobre dania, smaczniejsze nawet niż na nocnych targach w Krabi czy Phuket. W sprzedaży są zarówno całe potrawy z makaronem lub ryżem, jak i drobne przekąski czy desery, np pyszne banany z grilla:Poza ruchomymi kuchniami i przejezdnymi grillami, na Rambuttri Rd. jest też mnóstwo knajpek. Cześć z nich przypomina fastfoodowe jadłodajnie, mają plastikowe krzesełka i stoły. Są wypełnione po brzegi klientami – nie dziwne zresztą, można tam tanio i bardzo smacznie zjeść! Duża, świeżutka ryba z grilla podana z warzywami kosztuje około 250THB, krab w curry 180THB. A do tego drink w wiaderku za 300THB (w środku mieszczą się z cztery koktajle).
Między tańszymi knajpkami ulokowane są droższe restauracje – tu dopłacimy za bardziej elegancki wystrój i stoły nakryte ceratami. Jedzenie smakuje dobrze praktycznie wszędzie i prawie każde. W restauracjach jest też bardzo duży wybór owoców morza.
Krewetki we wszystkich możliwych rozmiarach, kraby i homary przyrządzane na rozmaite sposoby – codziennie można próbować nowego dania. Warto skosztować też różnych rodzajów muli:Polecamy szczególnie jasne, płaskie mule – te średniej wielkości. Mają one bardzo delikatny smak i konsystencje nieco inną od muli popularnych w Polsce. Zarówno one, jak i te wielkie w zielonych muszlach, podawane są w smacznym, pikantnym sosie – jest on jednak tylko oprawą dania. W odróżnieniu od europejskiego sposobu jedzenia muli, te w Tajlandii nie pływają w sosie jak w zupie. Tu dip podaje się w minimalnych ilościach, za to jego smak jest bardzo intensywny. Są też owoce morza, które zjada się sauté – grillowane lub gotowane na parze. Mule w takiej postaci są trudne do przejedzenia, to zbyt mało przetworzona i za bardzo naturalna wersja jak dla nas. Tak 'prosto z morza’ podaje się trzeci rodzaj muszelek – w zestawie jest odrobina sosu chilli, jednak uważajcie, bo jedna jego kropla wypala usta:Nic tylko objadać się, popijać soki i koktajle, spacerować między straganami i poznawać ludzi ze wszystkich stron świata. Jeśli szukacie ciszy i spokoju, Rambuttri nie jest dla was! To miejsce dla tych, którym nie przeszkadza gwar, głośna muzyka i tłum ludzi – wszystko jednak w przyjemnej, nienachalnej i lekko backaperskiej atmosferze:
PS. Te piękne lampiony w tle tytułu wpisu to ryby rozdymki, z kolorowymi żarówkami w środku…
Praktyczne wskazówki:
- Rambuttri Road to uliczka równoległa do słynnej Khao San Road, turystycznej ulicy pełnej kramów, sklepików i street foodu.
- Spacerując ulicą Rambuttri po zmroku nie raz usłyszycie tajemnicze cmoknięcia i wyszeptane zaproszenie ‘Ping pong show?’. Tak turyści namawiani są na przejażdżkę do czerwonej dzielnicy Bangkoku – za 500THB drink oraz wstęp na godzinny show, banana cutting, ping pong i zapewne rzeczy, których nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Cóż, my się nie skusiliśmy, ale są turyści, którzy chętnie tam zaglądają.
- Warto pomyśleć o wcześniejszej rezerwacji noclegu na Rambutrii. W listopadzie można jeszcze znaleźć miejsca bez rezerwacji, jednak wybór jest już mocno ograniczony – pomimo, że naprawdę jest w czym wybierać! W okolicy są zarówno tanie guest housy z pokoikami bez okien i shared bathroom za 350THB, jak i droższe hotele, z basenami na dachu i droższymi restauracjami.
- Polecamy Hotel Green House – pokój z łazienką, szafą i oknem kosztował nas tylko 470THB za dobę – przy pobycie minimum 4 dniowym obowiązuje promocja 50%, aż żal nie skorzystać. Dla gości hotelu przygotowana jest 10% zniżka na posiłki w restauracji, wystarczy pokazać klucz. Na dole hotelu panuje świetny, trochę klubowy klimat. Restauracja otwarta jest na ulicę – jak wszystkie wzdłuż Rambutrii Rd.
- Naprzeciwko Hotel Green House znajduje się hotel Villa ChaCha, zdecydowanie bardziej luksusowy. Pokoje kosztują od 1200THB za noc, ale jeśli możecie sobie pozwolić na droższe miejsce, to ten hotel jest tego wart. Warto zarezerwować nocleg on-line, ponieważ miejsce jest mocno oblegane. Znajdująca się w hotelu restauracja zachęca wystrojem – obłożona jest bambusami, na środku znajduje się oczko wodne i mini wodospad. Smakowite zapachy i pyszne potrawy również warte są nieco wyższej ceny. Szczególnie polecamy Cashew Nut Chicken (120THB) – podawany jest na skwierczącej z gorąca patelni.