III dzień, 10.03.15
4:45 – Pobudka o dość morderczej porze, 4 rano to dla nas nadal środek nocy. Półprzytomni wychodzimy przed guesthouse – jest bardzo zimno i wszędzie czarno! Na szczęście księżyc mocno świeci, a my mamy czołówki. Na niebie widać setki gwiazd. Mroźne powietrze szybko nas orzeźwia – pojawia się mega ekscytacja: idziemy na szczyt Poon Hill !!
5:50 – Droga pod górę idzie dość mozolnie – czujemy mocno nogi, a do tego co chwila ślizgamy się na śniegu i potykamy o kamienie. Mijamy ticket office (wejście na Poon Hill kosztuje symboliczne 50NPR od osoby). Jeszcze trochę wspinaczki i…. wreszcie jesteśmy na szczycie! Widok jest po prostu PRZEPIĘKNY. Wart każdego wysiłku. Niebo jest jeszcze ciemne, ale powoli nabiera głębokich kolorów.Przed nami rozpościera się powalająca panorama, złożona z kilkunastu ośnieżonych szczytów Himalajów. Widzimy zarówno ogromny Dhaulagiri I (8167m n.p.m.) jaki i szczyty Annapurny, w tym najwyższy Annapurna I (8091m n.p.m.) oraz m.in. Takuche Peak, Nilgiri, Hiunchuli i Glacier Dome.Gdy pojawia się słońce, to śnieg na szczytach zaczyna świecić na złoto.Cała okolica szczytu Poon Hill obwieszona jest nepalskimi, modlitewnymi chorągiewkami (praying flangs).
Po chwili świat wokół pokrywa się feerią barw – gdyby nie chłód, moglibyśmy godzinami siedzieć tak i patrzeć i wzdychać z zachwytu:Jest z nami grupa innych turystów – w sezonie musi być ich znacznie więcej. Na szczęście ich obecność nie przeszkadza – widoki pochłaniają nas w stu procentach. Słońce mocno grzeje i pomału robi się coraz cieplej. Na szczycie otwiera się mały sklepik, można w nim kupić gorącą herbatę z cytryną (za 140NPR).Jeszcze tylko kilka pamiątkowych zdjęć i możemy wracać do Ghorepani. Te niepowtarzalne widoki, bogactwo i różnorodność barw wschodu słońca, zamglone zbocza i ośnieżone szczyty zapadają nam na długo w pamięć.7:15 – Schodzimy tą samą drogą. Schodzić w dół i to w dzień jest znacznie łatwiej, więc idzie nam dość sprawnie. Wracamy w pełnym słońcu, jest cieplutko i widoki są boskie! Wkoło rosną liczne rododendrony obsypane pąkami – w wyższych partiach gór kwitną dopiero pod koniec marca.7:45 – Po powrocie jemy śniadanie – rozgrzewająca zupę cebulową. Nie jesteśmy wstanie odmówić sobie też krótkiej drzemki.
9:45 – Czas ruszać w dalszą drogę. Nie ma lekko – na początku trzeba wspiąć się na szczyt niewiele niższy od Poon Hill. Widoki oczywiście genialne:Następnie droga prowadzi lasem, po zboczu góry.Dróżka jest wąska, wije się między drzewami, a jej stopnie to fantazyjnie powykrzywiane korzenie. Przez długi czas towarzyszy nam widok szczytów Annapurny, wyłaniający się zza drzew, i naturalnie wszechobecnych chorągiewek:Im wyżej wchodzimy, tym mniej jest drzew, za to droga bardziej uciążliwa. Jest dość ślisko – śnieg topnieje, stąpamy więc raz po lodzie a raz po błocie. Idzie się bardzo wolno.12:45 – Trzy godziny marszu i dopiero 1/4 drogi za nami. Zatrzymujemy się w Deurali (3180m n.p.m.) na półgodzinny lunch.Gdy znów wyruszamy, okazuje się, że przed nami trasa w dół – i przez dłuższy czas tylko w dół. Z początku to ogromna ulga! Szybko jednak okazuje się, że takie schodzenie (i zeskakiwanie również) mocno obciąża kolana. Jak dobrze, że mamy bambusowe kijki!Mijamy niesamowite miejsca – górskie potoki, wąwozy i wodospady. Czujemy się jak w zaczarowanym lesie, pełno tu omszałych drzew, kwiatów, strumieni…i kapliczek zbudowanych z kamyczków:14:50 – Docieramy do Banthanti (jesteśmy na wysokości 2660 m n.p.m. ) – stop na gorącą herbatę z mlekiem jaka:I ruszamy dalej! Znów w dół i wciąż jest bajkowo – wszystko wokół porośnięte mchem i paprociami.W końcu docieramy do dużego strumienia z mostkiem, za którym czeka nas mała wspinaczka. I tak jak do tej pory – każde zmęczenie wynagradzane jest widokami. Tym razem to ogromne i obsypane kwiatami rododendrony:Po drzewach wokół skaczą makaki – ukryte w gęstwinie liści nie dają się sfotografować. Po stopniach z kamieni i korzeni, docieramy na szczyt – do wioski Tadapani (2680m n.p.m.)17:00 – Jak zwykle zastajemy kapitalny widok! Tym razem na górę Machhapuchhare (6993m n.p.m.), zwaną Fishtail. Wieczór upływa nam na obserwowaniu zachodu słońca…
IV dzień, 11.08.15
8:30 – Standardowo, nie przesadzamy ze zbyt wczesną pobudką. Szybkie śniadanie i ruszamy w stronę Ghandruk. Droga dalej wiedzie przez zaczarowany las. Wszędzie kwitną kwiaty, drzewa są porośnięte zielonym mchem, paprocie obrastają skałki. W oddali co chwila wyłaniają się szczyty Himalajów. Wszystko to ma niesamowity klimat.Trasa cały czas prowadzi w dół, ale mimo stromych skalnych stopni nie męczymy się zbytnio – tylko kolana trochę bolą, ale to nieważne, bo wokół jest tak:11:40 – Docieramy do Ghandrung, kolejnej malutkiej wioski z hotelikami.Mijamy urokliwe poletka i tarasy ryżowe.Za wioską jest rozwidlenie dróg – w lewo na Landruk (tam czekała by nas jeszcze jedna wspinaczka i trekking wydłużyłby się pewnie o jeden dzień) oraz w prawo na Birethanti, gdzie się wybieramy.
12:45 – Docieramy do Birethanti – to małe miasteczko, z którego odjeżdżają autobusy i dżipy do Pokhary. W malutkiej, przydrożnej knajpce zatrzymujemy się na lunch. Autobus odjeżdża za 15min, pytamy więc, czy zdążą nam coś na szybko przygotować. Jak się okazuje, właściciel baru jest również właścicielem autobusu – poczeka, aż zjemy. Zmawiamy garlik soup (195NPR czyli 7zł) i cheese omlet (z serem z mleka jaka, pycha! 210NPR)
13:30 – Ostatni rzut oka na góry za nami i wsiadamy do autobusu. Zmęczeni, dumni i szczęśliwi. Nasz pierwszy trekking uznajemy za bardzo udany! I już kombinujmy nad tym, żeby wrócić do Nepalu i (po uprzednim treningu…) zrobić dłuższą trasę. Może Annapurna Base Camp Trek? Do odważnych świat należy!
9 kwietnia, 2019
Jak jest z ekspozycja? Czy są jakieś wąskie ścieżki blisko przepaści?
23 kwietnia, 2019
Raczej nie, trasa nie jest dla wyczynowców i nie było miejsc, w których przejścia byłyby jakoś ryzykowne. Widzieliśmy też na trasie rodziny z dziećmi (w wieku szkolnym). Trudniejsza miejsca miały strome podejścia lub śliski grunt (chyba najtrudniej wejść już na sam Poon Hill, szczególnie że wejście jest po ciemku, by ujrzeć wschód słońca ze szczytu), ale bez odsłoniętych przepaści 🙂
21 grudnia, 2018
A jak tam z bezpieczeństwem jeśli chodzi o dziką zwierzynę?
24 stycznia, 2019
Hmmm jest chyba bardzo bezpiecznie 🙂 Irbisy i niedźwiedzie himalajskie ciężko spotkać na szlaku 😉